Błogosławiona Maria Troncatti

Córka Maryi Wspomożycielki

 

Data urodzenia: 16 lutego 1883
Data śmierci: 25 sierpnia 1969

Data beatyfikacji: 24 listopada 2012

Wspomnienie liturgiczne: 25 sierpnia

Urodziła się w Corteno Golgi we Włoszech 16 lutego 1883, gdzie radosna i aktywna wzrastała z licznym rodzeństwem w klimacie miłości, zapewnionym przez wspaniałych rodziców. Z gorliwością przystępowała do sakramentów św. Była uważna w szkole. Po lekcjach nauczycielka często czytała dzieciom listy misjonarzy z „Bolletino Salesiano”. 9-letnia Maria pochłaniała nauczycielkę wzrokiem. Chciałaby zaraz jechać na misje, ale w domu było przecież tyle roboty. Ponadto musiała pomagać tacie w wypędzaniu kóz i owiec na wysokie pastwiska w Alpach, gotować polentę, robić sery.

Mając 17 lat Maria chce wreszcie zrealizować swoje misyjne marzenie. Mówi o tym najpierw najstarszej siostrze, potem proboszczowi, wreszcie rodzicom. Wszyscy są przeciwni, najbardziej ojciec, który kwituje: „Skąd ten dziwaczny pomysł? Co ci przyszło do głowy?”. Musi czekać.

Skończywszy 21 lat, już jako pełnoletnia, wraca do tematu. Chce być jak misjonarze ks. Bosko, o których słyszała z „Bolletino Salesiano”. Pisze więc list do ks. Rua, Przełożonego Generalnego salezjanów i prosi o przyjęcie do Zgromadzenia. Ks. Rua przekazuje list Matce Katarzynie Daghero, Przełożonej Generalnej CMW. Maria wstępuje do Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki. W 1908 składa pierwsze śluby zakonne. Programem swojego życia czyni słowa: „Miłość nawet za cenę wyniszczenia”.

Pracuje w domach CMW we Włoszech. Dziwnie dotykają ją różne choroby, m.in. tyfus. Jej powołanie staje pod znakiem zapytania, a o misjach nie ma co nawet myśleć. Gdy wybucha I wojna światowa jest w Varazze. Robi kurs sanitariuszki i pracuje w szpitalu wojskowym. To doświadczenie będzie zbawienne w jej posłudze misyjnej. Podczas pobytu tam miasto dotyka powódź. Woda w domu sióstr sięga pierwszego piętra. S. Maria wraz z inną siostrą omal nie utonęły. Wtedy obiecała Wspomożycielce, że jeśli ją uratuje i jeśli jej 20-letni brat szczęśliwie wróci z wojny, pojedzie na misje. Wymarzone – do trędowatych. Jej brat wraca z wojny, ona nie utonęła – pisze podanie o wyjazd na misje. I cisza.

W marcu 1922 umiera na zapalenie płuc jedna z wychowanek sióstr. Opiekuje się nią do końca s. Maria. W przeddzień śmierci dziewczynki prosi ją, by ta w Niebie pozdrowiła Wspomożycielkę i poprosiła, by Maryja wyprosiła jej łaskę wyjazdu na misje do trędowatych. Dziewczynka po chwili milczenia odpowiedziała: „Siostra pojedzie jako misjonarka do Ekwadoru”. To były jej ostatnie słowa… Trzy dni później Matka Daghero spotkała s. Marię na korytarzu i powiedziała: „Zgłosiłaś się na misje przed siedmiu laty. Wtedy nie mogłam cię posłać, byłaś chora i była wojna. Teraz już mogę. Pojedziesz na misje do Ekwadoru”.

Wyjechała pod koniec 1922. Miała prawie 40 lat. Nigdy nie wróciła do Włoch. Pierwsze trzy lata spędziła w Chunchi. W 1925, w towarzystwie misjonarza bpa Comin i dwóch sióstr, po trwającej miesiąc podróży (na koniach, pieszo i na ramionach tubylców) dociera do Indian w Macas, w dżungli Amazonii, gdzie będzie pracować przez 44 lata. Szybko zyskuje szacunek Shuarów. Rozpoczyna trudną pracę ewangelizacyjną i wychowawczą, niestrudzenie podróżuje po dżungli.

Nazywana „mateczką” jest wszystkim: pielęgniarką, chirurgiem, ortopedą, stomatologiem, anestezjologiem; choć ma tylko kurs pielęgniarski nazywają ją „lekarzem” [jest jedynym lekarzem w całej dżungli Ekwadoru], opiekuje się chorymi, zwalcza śmiercionośne epidemie, zakłada internaty dla dzieci Shuar, odwiedza rodziny Shuar na misji i w dżungli, ewangelizuje, rozwiązuje problemy Indian i kolonistów, zwalcza ubóstwo, prowadzi katechezę dla Shuar i osadników, podejmuje wszystko, co stanowi promocję edukacji, zakłada i kieruje szpitalem Piusa XII, gdzie przeznacza sale dla rodzin Shuar, organizuje kursy pielęgniarskie dla dziewcząt Shuar i kolonistów, zapoczątkowuje wśród Shuar kursy przygotowania do życia w rodzinie i przygotowania do małżeństwa. Jej praca na rzecz promocji kobiet Shuar zaowocowała setkami nowych rodzin chrześcijańskich, tworzonych po raz pierwszy w oparciu o wolny wybór młodej pary. Zakłada Federację Shuar dla obrony praw Indian.

Macas, Sevilla Don Bosco, Sucúa – to po dziś dzień kwitnące cuda, które wyszły spod jej ręki. Pisała: „Każdego dnia jestem szczęśliwsza, że mogę być misjonarką”. A także: „Spojrzenie na Krzyż daje mi życie i odwagę do pracy”. Na tej pewności wiary oparła wszystko. Zawsze czuła matczyną obecność Maryi Wspomożycielki. Poprzez jej troskliwą obecność, zdolność kontaktu z ludźmi, duchową głębię, postawę modlitwy i sztukę uzdrawiania ciała i duszy – Chrystus staje się znany i kochany w tym zagubionym kawałku świata.

Jeden z misjonarzy, ks. Giovanni Vigna, daje o niej takie świadectwo: „Była wcieleniem prostoty i ewangelicznego sprytu. Z jaką subtelną matczyną troską zdobywała serca! Na każdy problem znajdowała rozwiązanie, które w świetle faktów okazywało się najlepsze. Nigdy nie zapominała, że ma do czynienia z osobami słabymi i grzesznymi. Widziałem, jak przychodziło jej mierzyć się z różnymi aspektami ludzkiej natury, także tymi najbardziej żałosnymi. A jednak przechodziła nad nimi z serdecznością, która była w niej spontaniczna i naturalna”.

I opowiada taki fakt: „Pod koniec pierwszego roku pracy wychowawczo-misyjnej, siostry miały w swoim małym internacie osiem dziewczynek Shuar, nie licząc małych dzieci w kołyskach. W swojej nowej rodzinie wszystkie były radosne i szczęśliwe. Ale dżungla była dla nich atrakcyjna i kusiła nieodparcie, zwłaszcza większe dziewczynki. Wiadomo… oznaczała dla nich swobodną przestrzeń, piękno, pełną wolność, by móc biegać, skakać, pływać w rzece, a nocą podziwiać gwiaździste niebo i księżyc wśród olbrzymich drzew, i krystalicznie czyste rzeki; by móc słuchać śpiewu ptaków… Pewnej nocy uciekła z misji 12-letnia Shuarka, zabierając ze sobą także dziewczynkę z internatu. Kiedy siostry zauważyły brak dziewczynki, nie pogodziły się z sytuacją. Na czele z s. Marią, uzbrojone w latarki szukały jej, przeczesując kilka godzin ciemności gęstej amazońskiej dżungli. Znalazły dziewczynki w pustej chacie, przestraszone i zmęczone. Wróciły z nimi do domu, zaopiekowały się i przyjęły na misję z miłością i zrozumieniem”.

S. Carlota Nieto, Córka Maryi Wspomożycielki, która przez wiele lat żyła i pracowała z s. Marią Troncatti, zaświadcza: „Siostra Maria, jako osoba, emanowała czymś specjalnym, pociągającym, od razu widocznym. Już tylko patrząc na nią widziało się samą dobroć, prostotę, pokorę, a zwłaszcza miłość. Nikt nie odchodził od niej bez poczucia, że jest lepszy. Dla niej nie było niczego, co różnicowało ludzi, dla niej wszyscy byli braćmi i siostrami, dziećmi tego samego Boga Ojca, dlatego była jednakowa dla wszystkich. Jeśli kogoś wyróżniła, zawsze byli to najubożsi i najbardziej opuszczeni”.

A Ks. Juan Shutka daje takie świadectwo: „Pewnego dnia podzieliłem się z s. Marią moim zmartwieniem i cierpieniem wobec stanu zdrowia wielu osób, które spotykałem podczas wizyt misyjnych: twarze wychudłe, blade, potrzebujące witamin, ludzie zagrożeni ukąszeniem węży, anemią, będącą konsekwencją mizernego wyżywienia… Po trzech dniach s. Maria wezwała mnie do siebie
i podarowała mi przenośną walizeczkę, zrobioną przez nią osobiście z nieprzemakalnego materiału. Otworzyła ją przy mnie. W środku były różne niezbędne leki na moją najbliższą wyprawę. Potem dała mi kartkę, do czego każdy lek służy: wszystko uporządkowane i ponumerowane. Mówiła: „To nie jest ciężkie. Jak ci zabraknie jakiegoś lekarstwa, zawsze przyjdź do mnie, a ja ci dam wszystko, co będzie potrzebne”.

25 sierpnia 1969 udała się na małe lotnisko w Sucúa, by małym samolotem polecieć na rekolekcje. Krótko po starcie samolot spadł na pogranicze dżungli, która była jej „ojczyzną serca”. Kilka minut po katastrofie Radio Federacji Shuar przerwało nadawanie programu i podało komunikat „Dziś, po godz. 15.00, rozbił się samolot lecący z Sucúa do Quito. Nasza Matka, Siostra Maria Troncatti nie żyje”. To był jej ostatni start – tym razem do Nieba! Po 86 latach ofiarowanych w darze miłości.

Na jej grobie postawiono biały krzyż z napisem: „S. Maria Troncatti, CMW, Niezrównany świadek dobroci Chrystusa, 1883-1969”. Obecnie jej ciało spoczywa w kościele w Macas, gdzie dnia 24 listopada 2012, o godz.10.00 odbyła się jej beatyfikacja.

opracowała – S. Grażyna Sikora CMW