misje1
misje2
misje3

S. WERWAS FRANCISZKA

Przyszła na świat 10 stycznia 1870 roku w miejscowości Scharza. Wychowała się w rodzinie głęboko religijnej, w klimacie wiary i pobożności. Zdawała sobie sprawę jak trudne momenty przeżywa jej podzielona na rozbiory Ojczyzna i wierzyła w niezawodną moc modlitwy. W wieku dwunastu lat pracowała w fabryce zbierając pieniądze na realizację jej życiowych planów. W 1894 roku wraz z innymi dwiema koleżankami udała się w pieszej pielgrzymce do Turynu. Była to prawdziwa i jedyna w swoim rodzaju ucieczka od tego wszystkiego, co było jej przeszkodą w kroczeniu za Chrystusem. Ta ucieczka oderwała ją od wszystkiego, co kochała: rodziny, Ojczyzny… Jak sama wspominała – duchowo pozostała „tam” skąd wyszła.

Szczęśliwie dotarły do Turynu i „Bóg pomyślał o nich”. Po kilku dniach spotkały Księdza Salezjanina, który oddał je pod opiekę Córek Maryi Wspomożycielki. Dla Franciszki żadna praca czy ofiara nie była zbyt trudna. Wszystko służyło jej do tego, by wyrazić swoją miłość do Jezusa.

W 1920 roku została poproszona, by pojechała jako misjonarka do Stanów Zjednoczonych, gdzie Siostry pracowały wśród polskich emigrantów. Wyjechała 31 grudnia 1920 roku i została przeznaczona do Mahwah, gdzie osiedliło się dużo polskich rodzin. Jej głównym zajęciem była kuchnia, nigdy nie próżnowała. Pomagała w szatni, pralni i zajmowała się tysiącem drobnych spraw. Jedna z wychowanek obecnie Siostra Salezjanka wspomina: „Siostra Franciszka była w Mohwah w czasie mojego dzieciństwa. Zimy w tym okresie były bardzo mroźne, a my musieliśmy iść do szkoły pieszo spory kawałek. Siostra Franciszka czekała na nas na korytarzu, zdejmowała nam rękawiczki, rozgrzewała skostniałe ręce i szeptała do ucha „wszystko dla Jezusa”. „Bardzo budującym było widzieć ja, zawsze skupioną i pochłoniętą myślami o Bogu nawet podczas wykonywania różnych prac” – mówiła inna siostra.

Czas najbardziej niezatartych wspomnień wszystkich sióstr to okres, w którym
s. Franciszka została przeniesiona do nowicjatu w Newton w New Jersey.. Miała wówczas 85 lat. Korytarze, schody i kaplica rozbrzmiewały jej modlitwą: „Chwała i cześć Przenajświętszej Trójcy, Jedynemu Bogu!” Kiedy siostry świętowały jej setne urodziny czuła się trochę zmieszana.

Jedna z sióstr wspomina, że kiedy 4 sierpnia 1972 roku powiedziała do s. Franciszki: Jutro zgromadzenie będzie obchodzić stulecie istnienia. Będzie je obchodzić 18 tys. sióstr na całym świecie.” – złapała się za głowę i krzyknęła: „Osiemnaście tysięcy sióstr. Ileż sióstr!” A potem zapytała: „Wszystkie są dobre?” Następnie wskazując na swoją głowę i swoje ręce powiedziała: „Musimy być dobre tu i teraz. Bóg jest naszym tatusiem a my Jego córkami.”

Siostra Franciszka często powtarzała nowicjuszkom: „Kochajcie Pana i żyjcie na większą chwałę Trójcy Świętej. Nasze intencje muszą być czyste i bezinteresowne. To, co robimy musi być złożone w Panu, jako ofiara czysta, to znaczy znana tylko Jezusowi.”
W ciągu dwóch dni, po krótkim złym samopoczuciu, 9 lutego 1973 roku,
s. Franciszka odeszła do nieba, by chwalić Trójcę Świętą na zawsze.